Angielskiego nauczysz się na miejscu. X wyjechał i jakoś dał sobie radę. Po jakimś czasie załapiesz język, samo ci wejdzie do głowy… wiele razy słyszałam takie opinie przed wyjazdem, kiedy to rozmawiałam z ludźmi o swoich obawach. Mówiły tak nie tylko osoby, które w ogóle nie mają pojęcia o temacie, ale też znajomi przebywający już za granicą. Tymczasem prawda jest taka, że za dużo nie wejdzie ci do głowy samo. I niczego się nie nauczysz tylko poprzez oddychanie angielskim powietrzem. Nie oszukujmy się – większość Polaków wyjeżdżających do Anglii, to nie osoby, które zamierzają pełnić zawody zaufania publicznego. Część z nich potrafi jedynie dogadać się w sklepie i już uważają, że „znają język”. Tylko pozazdrościć im można pewności siebie… Porozmawiajcie z ludźmi, którzy przyjeżdżając do Anglii chcieli wykonywać zawód, w którym mają dużą odpowiedzialność. Nie znam takiego, który by powiedział, że było łatwo.
Znasz język na poziomie zaawansowanym. Boisz się, ale jednak jedziesz do Anglii z nadzieją, że jakoś się dogadasz. Pierwszy dzień – totalna porażka. Drugi dzień – pani w sklepie coś do ciebie powiedziała, tylko co? Trzeci dzień – Jakie to irytujące, że musisz co chwilę prosić kogoś o powtórzenie zdania. I tak przez pierwsze kilka tygodni. Po tym czasie już rzadziej prosisz o powtórzenie, ale nadal to robisz i to jeszcze przez długi czas. Nieskończenie powtarzający się scenariusz. Dlaczego wszystko jest takie trudne? Dlaczego okazuje się, że nie znamy podstawowych sformułowań w obcym języku? Ponieważ niestety w szkołach (nawet prywatnych szkołach językowych) nikt nas nie uczy żywego języka. Swoją drogą zapewne niewielu nauczycieli języka angielskiego taki żywy język zna. Pewna historia o dwóch takich anglistach, którzy wyjechali do Anglii i nagle okazało się, że nie rozumieją co się do nich mówi zwaliła mnie z nóg. Jak w takim razie mają kogoś innego dobrze nauczyć? Nie generalizujmy jednak aż tak bardzo – znam również dobrych nauczycieli, ale nie jest łatwo ich znaleźć.
Jeśli na co dzień, przy znajomych, mamy problem ze zrozumieniem, to co najwyżej najemy się trochę wstydu. Gorzej, gdy dochodzi do sytuacji, w których naprawdę wymaga się od nas więcej niż biegłej znajomości języka, specjalistycznego słownictwa i umiejętności rozumienia wszystkich akcentów świata.
Farmaceuci doskonale to wiedzą, że czasem w swoim ojczystym języku trudno zrozumieć chorego.
Jedyne, co możemy zrobić, to prosić pacjenta o powtórzenie lub wypowiedzenie się w inny sposób. Do skutku. Później, gdy już jesteśmy na dobrym tropie, należy dopytywać, czy na pewno o to chodzi, czy na pewno to ma na myśli. W awaryjnych przypadkach, zwłaszcza na początku swojej kariery zawodowej – można poprosić kogoś innego o pomoc. Właśnie dlatego wyjazd za granicę to przygoda dla ludzi o mocnych nerwach oraz dystansie do siebie i otoczenia. Jeśli nie damy sobie przyzwolenia na popełnianie błędów językowych, to niestety mamy dużą szansę na zasilenie kolejki w poradni psychologicznej lub psychiatrycznej. Jeżeli nie zrozumiemy, że to, iż nie mówimy jak Anglicy, nie sprawia że jesteśmy głupsi, to każda czynność i każdy dzień będzie dla nas tak męczące, że największym marzeniem stanie się powrót do ojczyzny.
Nauka języka to proces. Nie będzie tak, że wstaniemy pewnego dnia i nagle okaże się, że wszystko rozumiemy. Ten dzień na pewno nie nastanie nagle, ale gdy już nastanie – to po wielu gorszych dniach, w których musieliśmy aktywnie uczyć się języka, przebywać z obcokrajowcami, czasem dać się innym z nas pośmiać.
Jedyna droga do nauczenia się języka na naprawdę wysokim poziomie i do poprawnego mówienia, to nic innego jak ciągła nauka. Nie mówię, że musicie całymi dniami rozwiązywać ćwiczenia gramatyczne, choć i to czasem nie zaszkodzi. Ale zamiast poczytać polską książkę, sięgnij po angielską wersję. Pierwsza taka lektura wyda ci się bardzo męcząca, ale jak przez to przebrniesz, kolejne będzie się już czytało bardziej naturalnie, aż z czasem przestaniesz czuć różnicę między dwoma językami.
Jak jednak nauczyć się specjalistycznego słownictwa? Dobrze wiemy, że niestety po studiach farmaceutycznych w Polsce nasza wiedza kliniczna kuleje… bardzo. Moim zdaniem należy uczyć się od razu w obcym języku, nawet jeśli dużo nie rozumiemy. Na pewno dzięki temu nauczymy się szybciej i bardziej naturalnie, niż gdybyśmy chcieli uczyć się farmacji klinicznej po polsku, a później tłumaczyć sobie słowa. To się najzwyczajniej w świecie nie sprawdzi. Choćby z jednego prostego powodu. Angielski należy do innej grupy języków niż polski, różni się znacznie strukturą i bardzo często to, co mówimy po angielsku, nie jest prostym tłumaczeniem i musimy to ująć zupełnie inaczej. Jest to o tyle ważne, że farmaceuta ma posługiwać się językiem profesjonalnym i poprawnym. Właśnie dlatego nie każdy od razu po przyjeździe do Anglii powinien zostać farmaceutą. Czasem lepiej przez kilka miesięcy robić coś mniej odpowiedzialnego i nabrać pewności językowej. Naprawdę nie ma w tym nic złego. Wręcz przeciwnie – świadczy to o naszej świadomości i trosce o dobro pacjenta. Zwłaszcza, że komunikacja i język, to nie tylko gramatyka i znajomość słownictwa. To też nasze zachowanie, a także fakt, że wiele słów, które pozornie znaczą to samo, ma inne nacechowanie emocjonalne. Dlaczego często Polacy w Anglii uważani są za osoby niekulturalne? Nie z powodu wulgaryzmów, ale dlatego, że często nie używają odpowiednich sformułowań. W związku z tym nawet nie wiemy o tym, że właśnie przed chwilą byliśmy dla kogoś niemili. Takie „detale” mają ogromne znaczenie w kontakcie z pacjentem. Tego wszystkiego można nauczyć się praktycznie tylko na miejscu. Niestety po popełnieniu na wstępie wielu błędów.
Na naukę języka nie ma jednej reguły. Jedno jest jednak pewne – żeby dobrze go opanować, należy czasem narażać się na stres i niedogodności. I przestać wymagać od siebie niemożliwego. Trzeba pogodzić się z tym, że nie zawsze wszystko rozumiemy i traktować to jako naszą codzienność. Minie trochę czasu zanim zaczniemy mówić „jak Anglicy” (z doświadczenia osób, które znam – przynajmniej kilka lat). Nadzieją jednak jest to, że możemy ten proces przyspieszyć jednocześnie ciesząc się nauką i robiąc to, co lubimy. A jakie są Wasze doświadczenia z językami obcymi? 🙂
Mam męża Brytyjczyka, wyjechałam do Walii myśląc, że znam angielski. Bardzo się myliłam. Z początku nie rozumiałam prostych rzeczy, które mówią do mnie sąsiedzi 😩 Szybko jednak się uczyłam, ponieważ nie byłam otoczona Polakami, musiałam posługiwać się tylko angielskim, a to zdecydowanie przyspiesza naukę. Mąż pomógł mi bardzo podsuwając różne materiały, czytałam gazety ( ale te z poprawnym angielskim, żadne brukowce! ), książki, oglądałam TV z napisami ( tak można świetnie osłuchać się z różnymi akcentami oglądając seriale, filmy i wywiady ). No i spotkania z rodziną, przyjaciółmi męża, ich dziećmi. Trzeba być uważnym słuchaczem, zwracać uwagę na sformułowania wypowiedzi itp. Można z tego wiele się nauczyć. Poszłam też na kurs języka do college’u by zrobić certyfikat z Cambridge. Tam poznałam ludzi z różnych krajów, każdy mówił z innym akcentem, też świetne doświadczenie. Potem ciąża i rodzenie dziecka, to był pierwszy praktyczny kontakt ze słownictwem medycznym. Po trzech latach mieszkania na wyspach zaczęłam pracę w laboratorium toksykologicznym w dużym szpitalu ( nie miałam jeszcze nostryfikacji, było to z końcem lat 90-tych ). Nie miałam najmniejszych problemów z komunikacją ze współpracownikami, gorzej było przez telefon z lekarzami, którzy pytali o wykonanie testów w kierunku różnych leków, których nazwy teoretycznie powinnam znać 😩 Ale, tu muszę powiedzieć tak na pocieszenie, że nawet moi współpracownicy, rodowici wyspiarze mieli też czasami problem, dużo lekarzy jest pochodzenia azjatyckiego, mówią z silnym akcentem.
Potwierdzam to, co było napisane w artykule. Najlepiej uczyć się i czytać literaturę fachową w języku angielskim. Czytanie w j.polskim, a potem tłumaczenie to sobie na angielski nie sprawdza się. I to dotyczy każdej dziedziny. No i „zapomnieć” ojczystego języka na czas nauki nowego języka.
Dziękujemy, że podzieliłaś się tą historią <3