Poprosiliśmy tegorocznych stażystów o opisanie swoich wrażeń z pierwszych kilku tygodni stażu oraz oczekiwań, które praktykę poprzedzały. Do czego dążą obecni absolwenci? Czy będąc świeżo po studiach czują się dobrze przygotowani do zawodu? Jak widzą przyszłość profesji aptekarza? Tego się dowiemy w cyklu: Dziennik stażysty.
Kiedyś nie myślałam, że idąc na staż po studiach, czy też idąc do przyszłej pracy, będę się zastanawiała czy nie wstydzę się miejsca swojej pracy. Jeszcze jakiś czas temu zawód farmaceuty był darzony przez pacjentów dużym zaufaniem i szacunkiem. Ciężko powiedzieć jakie miałam dokładnie wyobrażenie o tym zawodzie zanim wybrałam farmację jako kierunek swoich studiów, ale na pewno nie byłam świadoma obecnego stanu rzeczy. Pewnie też od tamtego czasu wiele rzeczy się zmieniło i tym sposobem oddaliło od mojej wizji pracy farmaceuty z przeszłości.
W zasadzie na przełomie III i IV roku studiów coraz częściej słyszałam o polityce aptek sieciowych, gdzie w moich oczach magister farmacji widniał jako marionetka w rękach właścicieli sieci. Fakt faktem, nigdy w aptece sieciowej nie pracowałam, nie odbyłam tam nawet praktyki, jednak swoje zdanie mam. Coraz częściej słyszałam stwierdzenia o tym, że farmaceuta jest w zasadzie tylko sprzedawcą. Pamiętam jak od jednego z prowadzących na zajęciach usłyszeliśmy, że niczym się nie różnimy od sprzedawczyni z warzywniaka – ona też się zna na swoich warzywach, a może i lepiej niż my się znamy na lekach. Prześmiewczy komentarz profesora był tylko kroplą w morzu. Pod wpływem tego wszystkiego trochę straciłam nadzieje w to, że mój przyszły zawód to ten o którym kiedyś marzyłam. Nadszedł jednak dzień, w którym usłyszałam o czymś takim jak opieka farmaceutyczna, a później o aptece która ją prowadzi i wtedy coś we mnie odżyło. Pomyślałam, że są ludzie, którym też to wszystko przeszkadza i postanowili coś z tym zrobić otwierając niezależną aptekę, niesieciową, z opieką nad pacjentem, chcąc odbudować obraz farmaceuty sprzed lat. Minęło trochę czasu i tak się teraz składa, że właśnie upłynął mój drugi tydzień praktyki zawodowej… w tej właśnie aptece.
Wybrałam aptekę tradycyjną, w małym miasteczku, bez wielkich kolejek i kiczowatych suplementów diety. W sumie nie wiem komu mam dziękować, że miałam tyle szczęścia, że tu jestem, ale już wiem, że jest za co.
U nas w aptece stawia się na jakość i to jest zdumiewające.
Co rozumiem przez jakość? Do każdego pacjenta podchodzi się indywidualnie. Jakość dotyczy też preparatów leczniczych. To co leży na półkach aptecznych nie znalazło się tu przypadkiem. Już po paru dniach zauważyłam, że dużej części produktów wydawanych bez recepty po prostu nigdy wcześniej nie widziałam. Wynika to z tego, że tutaj zamawia się do apteki to co może przynieść korzyści zdrowotne dla pacjenta, a nie tylko to co jest sprzedawane zgodnie z komunikatami reklam i promocji. Zamiast suplementów diety, chociaż i takie preparaty można tu znaleźć, jest dużo wysokiej jakości leków ziołowych. W ten sposób właściciele apteki, zaopatrując aptekę w wyselekcjonowane preparaty, dbają o to, by naprawdę móc polecić pacjentowi dobry preparat, a nie tylko wybrać mniejsze zło z asortymentu swojej półki.
„Wykonujemy leki robione w 15 minut” – taki napis widnieje na ścianie w części ekspedycyjnej apteki i muszę przyznać, że faktycznie sytuacje robienia leku na poczekaniu mają miejsce 🙂 Jeśli tylko ma się wprawę w recepturze to jest jak najbardziej możliwe. Maści robione czy też mieszanki robiło się już wcześniej podczas studiów. Tutaj dodatkowo w pomieszczeniu receptury aptecznej dwie ściany przysłonięte są surowcami zielarskimi.
Szczerze przyznam, że nigdy nie byłam fanką farmakognozji. Słoiki z poszarzałymi suszami roślin w sali uniwersyteckiej jakoś mnie nie zachwycały może i dlatego, że na poniedziałkowe zaliczenie z poprzednich zajęć trzeba było się uczyć przez weekend. Starczy tylko, że otworzyłam parę słoików z ziołami i poczułam ich zapach, a moje podejście do mieszanek zaczęło się zmieniać. Naprawdę, rok farmakognozji nie zadziałał, jednak starczyło jedno rozsypywanie ziół celem przygotowania skomponowanej dla pacjentki mieszanki i już czuję, że się jeszcze z ziołami polubimy. Leki roślinne to kolejny powrót do chwalebnej przeszłości aptekarskiej. Wydaję się niemożliwe? A jednak prawdziwe.
Mamy w aptece też pokój konsultacji dla pacjenta. Wydaję mi się, że to jest jedno z miejsc z moich marzeń o zawodzie farmaceuty. Na pokój konsultacyjny jeszcze przyjdzie czas, a póki co zaczynam od zaznajomienia się z lekami, programem aptecznym, zasadami realizacji recept i innymi niezbędnikami, by iść dalej. Najpierw podstawy, później specjalizacja. Jedno jest pewne – będzie potrzebna systematyczność i dużo chęci, ale tego to raczej mi już nie zabraknie 🙂