Miesiąc stażu w AuF minął niesamowicie szybko. Włączanie się we wszystkie apteczne obowiązki jest fascynujące. Szczególnie dla kogoś, kto jeszcze niedawno siedział w akademickich ławach. Jednocześnie pierwsze tygodnie pracy to odkrywanie kolejnych miejsc, w których zrobisz błędy. Chcesz wykorzystać ten czas jak najlepiej? To nauczyć się je robić.
Charakter pracy w aptece jest czymś, co bez wątpienia trzeba poczuć samemu. Niezależenie od tego, co o sześciomiesięcznym stażu (czy nawet o sensie jego istnienia) mówią artykuły, ministerialne rozporządzenia, wykładowcy akademiccy czy nawet porady starszych stażem aptekarzy. To jest moja przyszłość i dopóki tego nie doświadczę, dopóty nie będę wiedział czy wybieram dobrze. Po pierwszych tygodniach wchodzenia w tę nową rzeczywistość przyszła pora na pierwszą relację i garść wniosków.
Na początku warto wspomnieć, że AuF to wyróżniające się miejsce na farmaceutycznej mapie Polski. Wszystko, co w innych okolicznościach określane jest jako „nieopłacalne”, „bezsensowne” i „czasochłonne” funkcjonuje tutaj w zadziwiająco dobrej formie. Nie doświadczymy natomiast przykasowych promocji magnezu za dwa złote, ani narzuconych odgórnie planów sprzedażowych. Widać jasno, że w centrum tego całego aptekarskiego zamieszania stoi pacjent. Jeżeli masz to szczęście, że jesteś studentem farmacji zastanawiającym się nad tym, w jaki sposób pokierować swoją ścieżką zawodową (bo nieprawdą jest, że wszyscy farmaceuci kończą w aptekach) to mam dla Ciebie pierwszą radę – bądź aktywny i wybieraj świadomie. To, gdzie przyjdzie Ci odbywać sześciomiesięczny staż może w diametralnie różny sposób ustalić pogląd na pracę w zawodzie. Na to, jak jest i jak powinno być. Wróćmy jednak do stażu, pozostawiając komentarz na temat stanu polskiego aptekarstwa na inny wpis.
Czas w aptece mija niesamowicie szybko, a liczbę czynności jaką musi wykonać farmaceuta wydaje się na pierwszy rzut oka oszałamiająca. Chociaż niechętnie posługuję się złotymi myślami to cytat – „zanim zaczniesz biegać, naucz się chodzić” przystaje do początku pracy w aptece jak ulał. Mam tu na myśli metkowanie i rozkładanie towaru. Wręcz legendarne czynności, które w głosach części stażystów wybrzmiewają conajmniej jak wyrok. Oczywiście, o ile przyklejanie nalepek przez pół stażu ociera się o groteskę, to w odpowiedniej ilości są niezastąpionym sposobem na poznanie układu apteki i dostania w dłoń każdego preparatu się w niej znajdującego. Dzięki temu unikam bezsensownego krążenia w poszukiwaniu konkretnego leku dla pacjenta. Z czasem również realizowanie recept wchodzi w krew, a system zapewniający obrót lekami zaczyna pomagać, zamiast opóźniać każdą czynność. Każdego dnia dowiaduję się o kolejnych funkcjonalnościach słysząc czasem w gronie starszych stażem magistrów zdziwione – „O! Też o tym nie wiedziałem”. Jako człowiek podchodzący z wielkim entuzjazmem do nowych technologii i tym, jak wiele rzeczy potrafią uprościć, jestem zawiedziony, że rewolucja technologiczna w większości aptek skończyła się na wynalezieniu myszki i klawiatury. Sama interpretacja lekarskich dzieł z gatunku sztuka nowoczesna na receptę, potrafi nierzadko przyprawić o zawrót głowy – w końcu muszę być pewny tego, co autor miał na myśli. O wynalazku pana Gutenberga słyszał co trzeci medyk, a o krzemie można jeszcze pomarzyć.
Ostatnią rzeczą, o której chciałbym wspomnieć w tej notce jest receptura apteczna. Agnieszka Soroko, moja ulubiona farmaceutka w UK pyta w jednym, ze swoich wpisów – Czy jesteśmy staromodni? Czy receptura jest tylko po to, aby farmaceuci mogli poczuć się lepiej? Według mnie na te pytania nie da się odpowiedzieć twierdząco. Przygotowywanie leków w zindywidualizowany sposób dla konkretnego pacjenta to droga, w którą podąża obecnie wiele gałęzi farmacji. Chociaż wydaje się, że zmuszanie każdej apteki do wykonywania receptury jest nieproporcjonalne do potrzeb. W AuF praktycznie nie ma dnia, bez leku robionego. Nawet tak wymagająca cierpliwości i samokontroli czynność jak usypanie kilkudziesięciu proszków jest warta zachodu, jeżeli idzie za nią wracający z wdzięczności pacjent.
To be continued…